Jestem chory *nie będzie lekko*


Witajcie,

Od kilku miesięcy walczę z myślami, czy ten post powinien się ukazać. Ostatecznie zdecydowałem, że zawsze byłem i będę szczery. Nawet jeśli prawda, jest zbyt bolesna... Miałem teraz w planach położyć się spać, jak mam od kilku tygodni w zwyczaju - przesypiam całą noc i większość dnia. Wtedy czas szybciej mi mija, bardziej mnie to oczyszcza. Moja aktywność oszczędza się tylko do treningów, a nawet wtedy nie daję z siebie wszystkiego, co mógłbym dać.

Zmieniłem się do takiego stopnia, że sam dla siebie stałem się obcym człowiekiem. Dotąd nigdy z nikim o tym nie rozmawiałem, więc powinienem zacząć od początku:

Od końca 2014 roku moje życie legło w gruzach. Po części za sprawą osobistych problemów rodzinnych, choć największe spustoszenie odegrało Boże Narodzenie 2014 - moja przyjaciółka zginęła w wypadku samochodowym, a godzinę wcześniej wymienialiśmy się jeszcze wiadomościami. To był dla mnie szok, tak wielki, że nie byłem w stanie pojechać nawet na pogrzeb. Żadne informacje nie potrafiły do mnie docierać. To był początek mojego dramatu, destrukcji mojego własnego życia. Zamknąłem poprzedniego bloga, zawiesiłem kanał na YouTube - zacząłem proces odsuwania od siebie ludzi. Oczywiście nie wiedziałem co mi jest, wszystko kładłem na jedną kartę. Gdy musiałem wyjść przed kamery, zaczynałem zakładanie maski - choć wszystko we mnie krzyczało, a wręcz wyło z bólu...

Ludzie, którzy byli moimi bliskimi współpracownikami widzieli to wszystko, widzieli jak się zmieniam. Jak siedzę w zamyśleniu odpalając kolejnego papierosa, gasząc poprzedniego. Moje myśli były zbyt daleko ode mnie, zawiesiłem się we własnym hermetycznym świecie. Potrafiłem być na pozór szczęśliwy. Przez trzy lata byłem w zawieszeniu między życiem, a wegetacją. Bywały też dni dobre, pozornie szczęśliwe - choć nigdy nie poczułem tego głęboko w sercu. Wróciłem do domu po koncercie Beyoncè, rok 2018 - zostałem całe wakacje u siebie na wsi. Wtedy moja psychika już sobie nie poradziła - pękłem. Odbyłem dwie próby samobójcze, moja rodzina wie tylko o jednej. Głupie próby i bezmyślne, raz biorąc tabletki, aby było bardziej groteskowo tabletki na grypę jelitową - nie wiem na co wtedy liczyłem. Kolejna próba, to był zamiar spotkania się z tirem - na szczęście wystraszyłem się konsekwencji - do niczego nie doszło...

Wtedy też podjąłem próbę leczenia, próbę przyznania się do problemu. To było najcięższe w moim życiu, aby przyznać się do porażki. Trafiłem na dobrego lekarza, który dobrał odpowiednią farmakologię i proces terapeutyczny. Diagnoza, ciężka faza depresji - końskie dawki psychotropów. Były takie tygodnie, że musiałem brać dziennie po 17 różnych tabletek, a każda miała ustabilizować coś innego. Po kilku miesiącach, dokładnie 10 poczułem, że jestem zdrowy - to mogę odstawić większość leków - to był mój największy błąd w życiu...

Choroba powróciła ze zdwojoną siłą, staram się teraz znowu z niej wyjść. Brakuje mi motywacji, do wszystkiego. Wykonuję tylko podstawowe, wyznaczone przez siebie działania. Najbezpieczniej czuję się we własnym łóżku - przesypiając czas. Przestałem rysować, opuściłem własną firmę - nie mam siły projektować, choć jest to największą miłością mojego życia. Odrzuciłem od siebie ludzi, bo nie potrafię czuć żadnych emocji. Żadnych... Ja nie mam strachu, współczucia, empatii - kręci mnie wszystko co jest ryzykowne, co jest destrukcyjne. Znowu przestałem istnieć, odizolowałem się od świata, przytyłem 20kg w dwa miesiące... Doprowadziłem się do stanu bez wyjścia.

Dlaczego stworzyłem ten post? - chciałbym, żeby był rozliczeniem. Pierwszym etapem ponownej walki o siebie. Czuję, że to ten moment, aby odzyskać swoje życie. Odzyskać ludzi, których zraniłem, których opuściłem. Naprawić swoje błędy, odbudować wiarę w samego siebie. Chcę być zupełnie szczery, prawdziwy jak dawniej. Chcę się uśmiechać i podnosić innych. Nie chcę być już podnoszonym, nie chce zmarnować szansy, którą dostałem. Zawalczę bo muszę, bo tego chcę. Od dziś, a nie od jutra. Zawalczę o zgubienie depresji, razem z kilogramami. Choćbym miał się zmuszać do tej walki - zrobię to. Potrzebuję tego. Już nie chcę wegetować, chcę uwierzyć w siebie... Przestać wszystko zawalać...

Komentarze

  1. Nie wstydź się tego co zrobiłeś, tego co się wydarzyło - bądź z siebie dumny, że zauważyłeś swój problem i postanowiłeś coś z nim zrobić, zawalczyć o siebie. Nie potrafię sobie wyobrazić życia z Twojej perspektywy, ale liczę na to, że pewnego dnia obudzisz się uśmiechnięty, gotowy do działania i zamiast ukrywać się w łóżku pod kołdrą, będziesz chciał jak najszybciej z niego wyskoczyć by zrealizować wszystko co tylko akurat przyjdzie Ci do głowy. Trzymaj się kolego i daj sobie szansę żeby tym razem wyjść z tej choroby na dobre, bo na to zasługujesz, a przy okazji - co jest pewne - uszczęśliwisz tym bardzo swoich bliskich.

    OdpowiedzUsuń
  2. Paweł.. Czytam to i nie mogę powstrzymać łez.. Ale nie nad tym co robiłeś, co chciałeś zrobić.. Ale nad tym, że znalazłeś w sobie tą siłę aby walczyć dalej.. To są łzy głębokiego wzruszenia.. Mówiłam Ci, że jesteś silniejszy niż myślisz a każda porażka jest po to, aby znaleźć w sobie tę właśnie się o którą się nie podejrzewamy w gruncie rzeczy.. Dla mnie dzisiaj już jesteś zwycięzcą, wyszedłeś ze swojego pancerza, pokazałeś się światu, no i pojawiłeś się w moim życiu.. Może właśnie po to, abym i ja wyszła zza swojego muru.. Nawet nie wiesz jak wiele nas łączy.. Jakbym patrzyła w swoje odbicie lustrzane i widziała na wskroś własną, poszarpaną duszę..

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty