Irlandia 2017 - niespodziewany telefon, pierwsze reality-show.

Witajcie kochani,

Postanowiłem zacząć od początku z blogiem. Na nowych zasadach - niech posłuży jako pamiętnik w którym zapisuje ulotne chwile. Chcę zacząć od wszystkiego, co stało się początkiem przygody z większym światem - dotychczas dla mnie niedostępnym. Zaczynajmy! - przejdźmy do pierwszego rozdziału. Czasami ten blog może być zabawny, dosadny, wulgarny, smutny - niech będzie całym mną.


Niespodziewanie moje życie osobiste potoczyło się w złym kierunku. Spakowałem się w dwie walizki, kupiłem bilet lotniczy i po tygodniu nie było mnie już w Polsce. Poleciałem do mojej siostry i szwagra, którzy mieszkają w Irlandii. Moim marzeniem było tylko i wyłączenie to, aby zrestartować swój mózg. Zacząć od nowej karty.


Na miejscu czekali już na mnie, lot przeminął bardzo szybko. Moja głowa była zajęta myślami - może stąd ten uciekający czas? - Irlandia przywitała mnie ciepłym powietrzem, brakiem deszczu. Mimo kłopotów technicznych z opuszczeniem samolotu. Zepsuł się samochód z windą - musiałem zjeżdżać po schodach na specjalnym wózku z gąsienicą. Choć na tamten moment - te problemy techniczne były niczym w porównaniu z tym - co siedziało w mojej głowie.


Spędziłem tam prawie trzy miesiące. To były trzy najpiękniejsze miesiące w moim życiu. Miałem szansę poukładać samego siebie, daleko poza krajem. Dojrzeć do nowych decyzji. Pomyśleć o tym co dalej, spróbować innego kraju. Tam pierwszy raz poczułem się wolny! - świat zaczynał należeć do mnie, a Ja przestawałem bać się marzyć - przeciwnie marzenia galopowały coraz wyżej. Jednak wtedy nie byłem świadomy - jaka przygoda jeszcze na mnie czeka! - najpierw pokażę Wam moje ulubione śniadanie w Irlandii: 


To był prawdziwy raj dla kubków smakowych, mniejszy już raj dla sylwetki. Jak to sie mówi? - Żyje się tylko raz, a dla takich śniadań warto było zgrzeszyć. Tutaj muszę pochwalić moją siostrę Gosię, że chciało Jej się tak wcześnie rano wstawać, aby to wszystko przygotowywać. Ten talerz, to tylko część smakołyków, króre leżały na stole. Wspominam ten okres z łezką w oku i sentymentem. To był mój najlepszy wyjazd w życiu, który pozwolił mi odrobinę dorosnąć, oraz nabrać pokory do życia. Przełomowy czas, który okazał się być początkiem łamania wszystkich moich barier.
 

Ok, teraz zbliżamy się do historii i mojej przygody z telewizją. Właśnie siedziałem z maseczką na twarzy (Wiem, cringe) - kiedy dostałem na facebook'u wiadomości od Telewizji Polskiej - "Zapraszamy Pana do udziału w Naszym nowym reality show - osoby starsze/niepełnosprawne w zderzeniu z imprezowiczami" - moja pierwsza reakcja? - w jakiej roli miałbym tam wystąpić? - przecież do obu pasuję! - śmiałem się, przez niedowierzanie - mało osób o tym wie, ale jako nastolatek raczej wolałem być Bad Boy'em, aniżeli grzecznym chłopcem. Właściwie to był miks osobowości - raz chłopak, który lata w kolorowych rurkach, cekinach i szalach - niczym natchniony artysta z wiejskiej stolicy mody, a raz chamski chłopiec z za dużym ego, który w dresach pod śmietnikiem jarał fajki i był największym dzikiem osiedla. Dosłownie i w przenośni - moja nadwaga była tak duża, że mógłbym kilogramami obdzielić połowę mojego miasteczka. - Wracając do historii - chwile później byłem już umówiony na mój pierwszy casting online. To była jedyna opcja przy tej odległości - o tym, że dostałem się do programu "Przyjaciel do zadań specjalnych" dowiedziałem się kilka dni później. Co zrobiłem? - zebrałem swoje rzeczy, zmieniłem plany i wróciłem do Polski w oczekiwaniu na to, co się wydarzy. 


Kiedy zaczęliśmy zdjęcia do programu? - tego nie mogę zdradzić. Zresztą nie mogę opowiedzieć o zbyt wielu sprawach produkcyjnych. Jeszcze przez kilka lat wiąże mnie umowa z Telewizją. Natomiast kilka rzeczy zza kulisowych mogę Wam zdradzić. 

Jak na tamte czasy, to zdjęcia do programu zaczęliśmy o bardzo wczesnej porze. Zwykle wstawałem dopiero o godzinie 11:00 - tutaj już po 9:00 rano zjawiła się ekipa produkcyjna. Pierwsze co, krótka ankieta - następnie make-up, aby nie świecić się jak wiecie co… ;) … Nadszedł czas na moją wizytówkę, o sobie, o marzeniach, o rodzinie. Wszystko - wywiad rzeka. Wtedy jeszcze nie wiedziałem z kim wystąpię w odcinku, do ostatniej chwili było to tajemnicą - bez ściemy, reakcje były prawdziwe - zobaczyliśmy się dopiero wtedy, gdy zapadł klaps na planie. 


Czekałem już w moim ulubionym miejscu - czyli między garażami (idealna miejscówka) - oczywiście, Ja jak to Ja! - nakręcałem się, że nagle z drugiej strony na spotkanie wyjdzie mi prawdziwy dres, bądź punk i wybije mi z głowy moje pomysły na outfity. Tak, fajka szła za fajką - dziewczyny z produkcji znając mojego wspólnika odcinkowego - tylko patrzyły z politowaniem na moją panikę i myślenie abstrakcyjne. Ja byłem wtedy święcie przekonany z kim się spotkam i już pracowałem nad strategiami wyjścia z "opałów" - a wtedy padł klaps na planie i zjawiła się Ona!:


Aleksandra - piękna i urocza dziewczyna z Warszawy! - projektantka mody, marki "Absolut Dimension", którego aktualnie jest właścicielką. - Nic mnie tak nie ucieszyło jak spotkanie z Olą - to nie był dres, czy kibol. Moje zęby zostały na swoim miejscu. Aleksandra była pierwszą osobą, która mogła obejrzeć moje projekty ubrań. Oceniła je w sposób fachowy, a nawet spróbowała zaprojektować trzymając ołówek ustami, tak jak Ja robię to na codzień. Mieliśmy trzy dni na to, aby się poznać - poświęciliśmy wiele godzin na rozmowy. Najdłuższe i najbardziej szczere - trwały wtedy, gdy gasły kamery. Wtedy nie czuliśmy już presji i mogliśmy być sobą - zwariowanymi ludźmi - których łączył wspólny romans z modą. 



Ola zgodziła się też na to, abym mógł zrobić jej makijaż ustami - który zresztą później przydał Nam się później na Greckiej kolacji, gdzie po raz pierwszy mieliśmy szansę skonfrontować swoje poglądy na temat życia. Podczas dni nagraniowych Ola uświadomiła mi jedno: Nie było dla mnie szans rozwoju w mojej miejscowości - aby spełnić marzenia był potrzebny większy świat i dodatkowy bodziec zewnętrzny. Aleksandra poznała od produkcji moje największe marzenie - aby móc kiedyś poznać moją największą idolkę w życiu - Ewe Minge! - jak już wiecie, to się udało!


Ewa Minge - weszła do mojego domu ze śpiewem na ustach, nucąc "Charlie, Charlie…" - moje serce prawie wyskoczyło z piersi, zabrakło mi tchu, a oczy napełniły się łzami. Oczywiście jako facet, starałem się ukryć swoje emocje. Na szczęście nie udało mi się Ich skutecznie zamaskować. Oto moje największe marzenie stało przede mną. Już nie obraz na szklanym ekranie, a realny człowiek. Od Ewy biło niezwykłe ciepło, miłość do człowieka i poczucie bezpieczeństwa. Stała się od razu moim przyjacielem, zdejmując ze mnie wielki ciężar - otwierając mi drzwi do wielkiego świata na oścież. Wzruszam się nawet, gdy to piszę. Ewa obejrzała moje projekty ubrań, dając mi niezwykle cenne wskazówki - które stosuję dziś. Wtedy myślałem, że widzimy się po raz ostatni - nawet nie wiecie, jak bardzo byłem w błędzie!!! - ale o tym chciałbym Wam opowiadać w następnych wpisach. Ta przygoda wtedy, dopiero się rozpoczęła!

Wasz Charlie!


LINK DO ODCINKA PROGRAMU: https://vod.tvp.pl/video/przyjaciel-do-zadan-specjalnych,odc-7,30074232

Komentarze

  1. Przeczytałam ...i czekam na dalszą część .Paweł powodzenia w spełnianiu marzeń .I dodam ...masz cudowna rodzinę i tego się trzymaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję... Rodzina to najważniejszy fundament, który pozwala wzbić się wysoko - ponad progi swoich ograniczeń... Wszyscy walczmy o swoje marzenia! :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty